Nasz ostatni dzień w Wietnamie/Sajgonie postanowiliśmy poświęcić odwiedzeniu dwóch świątyń i ZOO. Jako pierwsza miała być hinduistyczna świątynia Mariamman. Z planem w ręku wydawało się, że nie będzie najmniejszych problemów. Przy pierwszym sprawdzaniu planu zaczepili nas dwaj rykszarze. Uczynnie pokazali, w którą stronę należy się udać (dopytali skąd jesteśmy i jeden wyciągnął zeszycik, w którym miał "rekomendację" w języku polskim. Gdy zrozumieli, że nie chcemy jechać rykszą, zaczęli mówić, że nie mamy po co iść do tej świątyni, gdyż jest zamknięta, bo trwają przygotowania do nowego roku. Niezrażeni poszliśmy i stanęliśmy teoretycznie w miejscu, w którym powinna być świątynia według planu. Zaczęliśmy zaczepiać przechodniów i prosić o wskazanie świątyni - każdy mówił co innego. Wiedziałam, że Azjatom ciężko przychodzi powiedzieć, że czegoś nie wiedzą, powiedzieć "nie", więc specjalnie się nie zdziwiłam. Ucieszyłam się szczerze, widząc białą dziewczynę. Gdy rozmawiałam z nią, zniechęcona reszta grupy zatrzymała już taksówkę, która miała zawieźć nas do kolejnej świątyni. Kiedy dobiegłam i powiedziałam, że już wiem na pewno, gdzie jest świątynia, jednogłośnie stwierdzili, że już za późno. Tak się złożyło, że po 50 m przez okna taksówki ujrzeliśmy poszukiwaną świątynię.
Jednak taksówka wiozła nas już do pagody Jadeitowego Cesarza. Miejsca niezwykłego nie tylko dla znajdujących się tam figur czy architektury ale także dla nastroju. W jednym z pomieszczeń - Sali Kobiet - stał mężczyzna, który wydawał się opiekunem tego miejsca. Nonszalancko wyciągnął papierosa, wskazał na główny posąg, powiedział "to jest twoja matka", po czym od jednej ze świec zapalił papierosa. Nikogo to absolutnie nie zszokowało, no może tylko Ewelinę.
Z pagody ruszyliśmy do ZOO i znów rzeczywistość nie zgadzała się z planem. Szczęśliwie już drugi przechodzień wiedział, gdzie jest ogród (bardzo szybko można się zorientować, czy zapytany zna odpowiedź - jak zaczyna zbyt intensywnie studiować plan - znaczy, że konfabuluje). Bilet do ZOO i jednocześnie ogrodu botanicznego kosztuje 1,5$ i jest przepustką do miejsca dającego schronienie przed prażącym słońcem. Piękne i ogromne drzewa, fantazyjnie przycięte żywopłoty, niektóre zwierzęta na wyciągnięcie dłoni. Niektóre zwierzęta mają bardzo małe klatki. Jeszcze nigdzie nie widziałam w jednym miejscu tylu krokodyli. Bardzo fantazyjnie porobione są figurki przedstawiające poszczególne zwierzęta tuż przy ich wybiegach (krokodyla wychodzącego z wybiegu normalnie się przestraszyłam - wyglądał jak żywy.
Na koniec dnia trafiliśmy do supermarketu. Niestety nie mieliśmy przy sobie żadnego aparatu ale on i tak nie oddałby tego, co się tam działo. Tylu ludzi w sklepie widziałam, jak w latach 80. minionego wieku "rzucono" towar; tyle że tu półki uginały się pod ciężarem różnorodnych towarów, a kupującym zakupy "przelewały się" przez wózki. Przypuszczamy, że przed świętem Tet robiono zapasy. W czasie święta Tet (czyli początku nowego roku księżycowego) wszystko jest pozamykane i jest to jedyny okres (trawa zasadniczo 3 dni ale może się przeciągnąć nawet do tygodnia), gdy na ulicach panuje cisza. Nie mogę sobie wyobrazić cichego Sajgonu czy Hanoi ale podobno tak jest. W hotelu, w którym mieszkaliśmy, pojawiły się plakaty z informacją, że przez najbliższe dni z powodu zbliżającego się nowego roku obsługa może być na niższym poziomie. Z jednej strony bardzo chciałabym zobaczyć, jak wyglądają obchody Tet (wiele miejsc było ozdobionych, w parku trwały próby, wszędzie czuło się radosne podniecenie), z drugiej obawiałam się, że moglibyśmy mieć problemy z posiłkami.
Podsumowując stwierdzam, że Wietnamu nie da się poznać w dwa tygodnie. Niewątpliwie jest to kraj bardzo przyjazny, bezpieczny i otwarty na turystów, dający wiele możliwości zwiedzania. Nie ma potrzeby wcześniej rezerwować hoteli czy samolotu na wewnętrznych trasach, bo można wiele rzeczy rezerwować z dnia na dzień i na miejscu można znaleźć lepsze rozwiązania, jak np. pociąg sypialny czy openbus (kupuje się bilet na określoną trasę - ważny przez miesiąc - można na każdym kolejnym przystanku wysiąść i za dzień, dwa czy trzy wsiąść do kolejnego na tej samej trasie i pojechać do następnego przystanku - należy tylko w biurach uprzedzać, że będzie się następnego dnia jechało). Warto jest korzystać z serwisu - http://www.agoda.pl/ - przy rezerwacji hoteli, bo często przez niego jest sporo taniej (promocje) niż w samym hotelu. Przełom stycznia i lutego z jednej strony jest dobry, bo nie ma dużych upałów na południu ale z drugiej strony na północy jest zimno i przez to roślinność jest przyszarzała, nie ma zielonych pól ryżowych. Wydaje się, że koniec lutego, początek marca mógłby być przyjaźniejszy na północy.