30.01.2013 r
Na lotnisku czakala na nas, wczesniej zamowiona taksowka, ktora udalismy sie do Mui Ne (znanego kurortu, kuszacego pieknymi plazami i wiatrami idealnymi dla skit surfferow). Teoretycznie mielismy jechac 5 godzin (ok 180 km), po 2 godzinach zaplanowany byl postoj z posilkiem.
Sajgon od pierwwszej chwili wyglada inaczej, bardziej cywilizowanie niz Hanoi, choc zapewne przez centrum nie jechalismy. Droga poczatkowo miala trzy pasy, z czego jeden dla motorkow, pozniej zrobilo sie 1,5 pasa (polowka dla motorkow). Trzeba powiedziec, ze jechalismy caly czas w korku, caly czas wsrod zabudowan. Ostatecznie jest to glowna droga do stolicy (w pewnym momencie drogowskaz informowal, ze do Hanoi jest dobrze ponad 1000 km, a nasz gps, ze do Hanoi pozostalo 1 dzien i kilka godzin drogi). Maksymalna predkosc na tej drodze to 80 km/h. Na sporych odcinkach jest 30 km/h, czasami 25 kn/h. Jechalismy jechalismy ponad 6 godzin. Za taksowke zaplaclilismy 95$ (za 4 osoby). Punkt podrozny, w ktorym zatzymalismy sie po ok 2,5 godziny byl specjalnie dla obcokrajowcow. Ceny od razu wyzsze.
Kiedy jechalismy przez Phan Thiet i poczatek Mui Ne, szczeki nam opadaly. Kurort na najwyzszym poziomie. Szczeki opadly nam jeszcze bardziej i miny zzedly, gdy zobaczylismy, ze wszedzie sa napisy po rosyjsku - to zwiastun, ze tanio tu nie moze byc, bo Rosjanie nie jezdza do miejsc tanich. A my jechalismy coraz dalej, coraz miniej bylo swiatelek, coraz gorzej wygladajace budynki. Hotel, w ktorym zatrzymalismy do najbardziej ekskluzywnych nie nalezy. Pokoj jest do przezycia ale lazienka niekoniecznie. (Nathalies Hotel).
Poniewaz wszystkie hotele umieszczone sa tuz nad samym morzem i tuz przy drodze, to z jednej strony slyszysz szum morza, a z drugiej halas ulicy, Ewelina chiala od rzu zobaczyc plaze, a tu niespodzianka - plazy nie ma. Gdy zapytala recepcjonistke, gdzie jest plaza, uslyszala, ze rano bedzie.